- Modliłem się, żebym zginął lepiej niż był kaleką na karku rodziny - nasz redakcyjny kolega Paweł Dodek otarł się o śmierć

 

Stąd do wieczności

Niedziela. Przed ósmą rano ośmiu kolarzy spotkało się na granicy w Ahlbecku żeby wystartować w drugim rajdzie wokół Zalewu Szczecińskiego - 245 kilometrów w dwanaście godzin. Rajd zorganizował po raz wtóry znany świnoujski ekstremalista Wiesław Rusak. Wystartowało 8 zawodników: Paweł DODEK (który zanim został maratończykiem liznął wyczynowego kolarstwa), Włodzimierz MAZUR, Artur SZMUDZIŃSKI (uczestnik II Rajdu Orła Bielika), Piotr CZERWIŃSKI (uczestnik II Orła Bielika na którym wywalczył bardzo dobre 6 miejsce), najmłodszy z twardzieli, piętnastolatek Piotr JUSZCZYK, Kamil BARTNICKI, Adam TWARDOWSKI, oraz Wiesław RUSAK. Na 90 km, w okolicach Pasewalku w Niemczech, tragiczny wypadek miał Paweł Dodek

 

- Chciałem ustąpić miejsca ciężarówce, która zamierzała mnie wyprzedzić, zjechałem w kierunku pobocza. Była tam przysypana żwirkiem dziura, zahaczyłem tylnym kołem.

Pękła obręcz koła. Paweł jechał bardzo szybko. Zablokowane koło w takiej sytuacji powoduje wyrzucenie roweru w poprzek jezdni. Paweł ląduje na lewym pasie, samochody trąbią, szarpie kierownicą w prawo, żeby wrócić na pobocze, ale koło już się nie obraca,. Kolarzówka wali się na jezdnię wprost pod ciężarówkę. TIR hamuje.

- Całe życie zobaczyłem w tej chwili, chciałem tylko żeby jeśli już musi mnie zmiażdżyć, żeby zabiła mnie na miejscu, żebym nie był kaleką, chyba bym temu nie podołał. Centymetr po centymetrze koła ciężarówki są coraz bliżej a ja myślę o wnukach. Że już ich nie zobaczę. Centymetr po centymetrze.

Paweł zniknął pod TIRem. Ale kiedy koledzy dobiegli i rzucili się pod auto, zobaczyli, że koła dotykają niemal jego kasku. Samochód chwiał się jeszcze i dygotał.

- Bóg dał ci Paweł drugą szansę życia - Wiesław Rusak wyciąga ramię, żeby wyciągnąć Pawła spod auta. Ale Paweł milczy. Nie wierzy. Nie jest nawet podrapany. Gdyby nie pęknięta obręcz koła - pojechałby pewnie dalej...

Adam Twardowski zostaje, żeby pomóc Pawłowi dotrzeć do Altwarp. Mają 40 kilometrów i pogruchotany rower. Po wymontowaniu hamulców na pękniętej feldze jakoś tam dotrą. Stamtąd statkiem Adler Shiffe do Świnoujścia.

Włodzimierz Mazur został z tyłu ale postanowił samotnie walczyć do końca. Pozostali chcieli zmieścić się w wyśrubowanym limicie czasu. Rusak, Szmudziński Czerwiński, Juszczyk i Bartnicki pojechali dalej. Pod Goleniowem Bartnicki i Juszczyk zostali kilkaset metrów. Załamanie pogody i ponad 170 kilometrów w nogach zrobiły swoje. Rusak, Czerwiński, Szmudziński dojechali do mety przy Bielikach w 11 godz 30 minut pokonując 245 km. W ulewnym deszczu Juszczak i Bartnicki walczyli do ostatniej minuty. I udało im się. Dojechali do mety w 11 godz 59 minut. Włodek Mazur pokonał trasę w po 13 godzinach.

Ośmiu kolarzy ma dziś zaliczony “Zalew w 12 godzin”.

- Dziś mieliśmy ogromnego farta, Pawłowi brakowało 10 cm do czegoś strasznego.

- Nie mogę jakoś dojść do siebie po tym wszystkim - Paweł spędził wieczór chodząc samotnie po lesie - ciągle słyszę ten pisk hamulców i ciągle mam w pamięci to pragnienie, żeby jeszcze raz zobaczyć wnuki.

Grzegorz Kapla
Nowy Wyspiarz