Rozpoczynając drugą dziesiątkę startów na maratońskim dystansie, postanowiłem corocznie brać udział w maratonach organizowanych w europejskich stolicach. Tegoroczny wybór to Kopenhaga - ponad milionowa metropolia tętniąca życiem, z masą wykwintnych butików, intensywnie kwitnącym życiem kulturalnym, którego różnorodność nadaje jej atmosferę prawdziwie międzynarodową.
Na kilka dni przed maratonem wyruszyłem wraz z rodziną w podróż - via Kopenhaga promem "Pomerania". "Z duszą na ramieniu" myślałem o nie wyleczonej kontuzji kolana, której nabawiłem się miesiąc wcześniej podczas maratonu w Dębnie.
Dzięki uprzejmości naszych przyjaciół, duńsko - polskiego małżeństwa - Państwa Kastrup Jensen - zatrzymaliśmy się w malowniczej miejscowości Holte pod Kopenhagą.
Dania, nasz bliski sąsiad to kraj otwarty dla wszystkich, którzy lubią kontakt z naturą, zabytkami historii i pragną poznawać nowych, przyjaznych ludzi. Charakterystyczne od sportowej strony jest to, że ludzie w różnym wieku masowo uprawiają jogging.
Wracając do maratonu - na dwa dni przed startem zgłosiłem się do biura maratonu znajdującego się w dużej hali. Otrzymałem tam numer startowy "1444", pamiątkową koszulkę, kilka folderów i parę innych drobiazgów. Znajdowały się tam także stoiska renomowanych firm ze sprzętem i odzieżą sportową, wszelkiego rodzaju odżywkami i fachową literaturą.. Ceny nie szokowały - w prezencie od duńskich przyjaciół otrzymałem wintertight ( spodnie treningowe na chłodniejsze dni).
Od tej chwili zaczynałem już żyć niedzielnym maratonem. Dzięki profesjonalnym masażom Eli Jensen ( z zawodu fizykoterapeuta ) ból kolana zmalał. Nazajutrz "z gorączką przedstartową" udałem się w okolice startu - bulwar H. CH. Andersena, aby wraz z 6.000 tysiącami zawodników rywalizować na królewskim dystansie. Punktualnie o godz. 9.30 po krótkim odliczaniu wielobarwna kawalkada ruszyła na malowniczą trasę. Pogoda wymarzona, 18° C, lekki wiatr i wielu kibiców głośno dopingujących biegaczy na całej trasie, która wiodła przez centrum Kopenhagi, bulwary, mosty i parki. Co 4 km znajdowały się punkty odświeżania ( gąbki z wodą, prysznic, wazelina), a co 5 km punkty odżywiania ( woda, napój energetyczny, banany, pomarańcze ) oraz zegar elektroniczny z aktualnym czasem.
Podczas biegu panował wielki festyn - przygrywały orkiestry, a otwarci i tolerancyjni i zawsze uśmiechnięci Duńczycy żywo reagowali na to co działo się na trasie maratonu. Wielką przyjemnością było spotkanie na trasie kilku znanych weteranów maratońskich tras: Jurka STAWSKIEGO z Torunia, Tadka RUTY z Łodzi, czy Wojtka PASKA.
Niestety przyjemność tę zakłócił nasilający się od 15 km ból kolana, który w końcowym rezultacie pozwolił mi na mecie osiągnąć amatorski wynik 3h36'44" i 932 miejsce w kategorii open, a w kategorii wiekowej (40 - 44 lata) na 524 reprezentujących ją zawodników - 120 pozycję.
Zwycięzcą Copenhagen Maraton został Włoch Mustafa Errebbah z czasem 2h19'57", drugie miejsce zajął Polak Tomasz Chawawko reprezentujący Grycz Team uzyskując czas 2h27'01". Natomiast w kategorii kobiet zwyciężyła Dunka Anna-Mette Aagaard z czasem 2h48'52". Na mecie wszystkim, którzy ukończyli maraton wręczono pamiątkowy złoty medal, serwowano gorące kakao, wodę mineralna, słodkie bułeczki, jogurt, batony energetyczne oraz owoce. Z około 6.000 zawodników maraton ukończyło 4.603 maratończyków.
Na portret Kopenhagi składa się wiele elementów, miejsc i symboli: Królewska Fabryka Porcelany, park rozrywki Tivoli, nawiązujący do baśni Andersena pomnik Syrenki, wartownicy w czapach z niedźwiedziego futra przed królewskim pałacem, wodne tramwaje w kopenhaskich kanałach, ale co także ważne pielęgnowany już od 24 lat Kopenhaski Maraton, który polecam.